logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Lista tematów

  • 1
    Małgorzata Solecka, Katarzyna Świerczyńska Do wybuchu epidemii wystarczy jeden zarażony. Śmiertelna choroba wraca
  • 2
    Justyna Sieklucka Segregacja dzieci we Włoszech. „To zmierza w stronę rasizmu”
  • 3
    Katarzyna Guzik Tropikalny Hitlerzinho. Karmi się strachem, wypluwa nienawiść
  • 4
    Sylwia Majcher Wielorazowe podpaski, wypożyczone jeansy. Nic nie może się zmarnować
  • 5
    Małgorzata Goślińska Nieludzka żałoba. "One myślą, że ten pan gdzieś tam jest"
  • 6
    Tomasz Wiśniowski Fundował pączki, dawał samochody. Ukochany miliarder osierocił całe miasto
  • 7
    Joanna Górnikowska Fotki najidealniejszego ze światów. "Wielka, nadmuchana bańka"
  • 8
    Tomasz-Marcin Wrona "Jestem tylko muzyczną prostytutką"
logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Małgorzata Solecka, Katarzyna Świerczyńska

Do wybuchu epidemii wystarczy jeden zarażony. Śmiertelna choroba wraca

Zobacz

Tytuł: Odra jest szczególnie niebezpieczna u dzieci Źródło: Shutterstock

Justyna Sieklucka

ZobaczSegregacja dzieci we Włoszech. „To zmierza w stronę rasizmu”

Czytaj artykuł

Tytuł: Dzieci imigrantów nie mogły jeść w szkolnej stołówce Źródło: Shutterstock

Katarzyna Guzik

ZobaczTropikalny Hitlerzinho. Karmi się strachem, wypluwa nienawiść

Czytaj artykuł

Sylwia Majcher

ZobaczWielorazowe podpaski, wypożyczone jeansy. Nic nie może się zmarnować

Czytaj artykuł

Tytuł: Ruch "Zero waste" zyskuje na popularności

Małgorzata Goślińska

ZobaczNieludzka żałoba. "One myślą, że ten pan gdzieś tam jest"

Czytaj artykuł

Tytuł: Zwierzęta na swój sposób przeżywają żałobę Źródło: Shutterstock

Tomasz Wiśniowski

ZobaczFundował pączki, dawał samochody. Ukochany miliarder osierocił całe miasto

Czytaj artykuł

Tytuł: Vichai Srivaddhanaprabha doprowadził Leicester City do mistrzostwa Źródło: Michael Regan/Getty Images

Joanna Górnikowska

Zobacz Fotki najidealniejszego ze światów. "Wielka, nadmuchana bańka"

Czytaj artykuł

Tytuł: Życie na Instagramie

Tomasz-Marcin Wrona

Zobacz"Jestem tylko muzyczną prostytutką"

Czytaj artykuł

Tytuł: Freddie Mercury Źródło: Steve Jennings/WireImage/Getty

Podziel się

Gdy wychodził na scenę, budził zachwyt wielotysięcznych tłumów. Na huczne, legendarne wręcz imprezy, wydawał miliony funtów, z czego znaczną część na narkotyki. Prywatnie był jednak niezwykle nieśmiały i introwertyczny, czuł się osamotniony. Jego choroba i śmierć otworzyła oczy milionom ludzi, pokazując jak straszny jest AIDS.

Freddie Mercury do historii kultury przeszedł nie tylko jako wokalista i frontman grupy Queen. Jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych Azjatów ostatniego wieku (najsłynniejszym przedstawicielem starożytnej grupy etnicznej Parsów, która w VIII wieku uciekła przed muzułmańskimi prześladowaniami z Persji do Indii). Człowiekiem, który uświadomił milionom, jak straszną chorobą jest AIDS.

Do kin wchodzi film "Bohemian Rhapsody" Bryana Singera, który prezentuje fabularyzowaną wspólną historię Freddiego Mercury'ego i zespołu Queen. Wybitna kreacja, jaką stworzył w nim znany z serialu "Mr. Robot" Rami Malek, to za mało, by za wybitny uznać cały film. Przede wszystkim scenariusz został mocno ugrzeczniony, a treść filmu w ogóle nie wychodzi poza notkę dostępną na Wikipedii. Co więcej, wiele ważnych momentów życia jednego z najważniejszych showmanów w historii muzyki rozrywkowej zostało pominiętych bądź zgrabnie wygładzonych elementami fikcyjnymi. Premiera filmu staje się więc dobrym pretekstem na przypomnienie niektórych faktów z życia Mercury'ego, które w filmie zostały pominięte.

"Bohemian Rhapsody" Bryana Singera ze Złotym Globem / Wideo: Imperial-Cinepix

"Bohemian Rhapsody"

"Is this the real life? Is this just fantasy?" - tymi słowami zaczynał się jeden z najważniejszych utworów współczesnej muzyki rozrywkowej, łączący elementy rock opery, rocka progresywnego, hard rocka i śpiewu a cappella. "Bohemian Rhapsody" z 1975 roku - wbrew przewidywaniom wytwórni płytowej - stał się numerem jeden na brytyjskiej liście przebojów i okupował jej szczyt przez dziewięć kolejnych tygodni.

Sporo osób twierdziło, że w "Bohemian Rhapsody" Mercury mówi światu o tym, że nie jest osobą heteroseksualną. I chociaż wielu w momencie premiery piosenki zastanawiało się nad jej znaczeniem, niewielu wpadło na ten trop. Tym bardziej że sam Mercury podkreślał, że piosenka nie ma głębszego sensu, a rymy są przypadkowe.

Spekulacje dotyczące jego preferencji seksualnych pojawiały się w bulwarówkach przez niemal całe lata osiemdziesiąte. Mercury nigdy publicznie nie uciął jednoznacznie tego tematu, z drugiej – sam dolewał oliwy do ognia czy to tekstami pośrednio odnoszącymi się do swojej seksualności, czy to organizując huczne imprezy połączone z orgiami, na których zawsze była duża ilość narkotyków.

Teledysk do utworu Bohemian Rhapsody powstał w 1975 roku / Źródło: Hollywood Rec.

Skazany na sukces

Artysta urodził się na Zanzibarze jako Farrokh Bulsara. Jako dziecko został wysłany do Indii, do szkoły z internatem i spędził tu ponad 10 lat. Tu już wykazywał niezwykły talent muzyczny, więc ciotka wysłała go na lekcje fortepianu. W Indiach założył swój pierwszy zespół The Hectics, tu też koledzy ochrzcili go imieniem "Freddie", którego używał do końca życia.

Na krótko wrócił na Zanzibar, ale wraz z rodziną musiał wkrótce uciekać z powodu wojny domowej, która wybuchła w 1964 roku. Wybrali Wyspy, Freddie miał wtedy 18 lat. Rozpoczął studia w Earling Art College na wydziale grafiki. To tu spotkał Tima Staffela, ówczesnego wokalistę zespołu Smile. Dzięki niemu w 1968 roku poznał pozostałych członków grupy: Briana Maya i Rogera Taylora. Z tym ostatnim Mercury pracował dorywczo w sklepie z używaną odzieżą.

Kadr z filmu "Bohemian Rhapsody" / Źródło: Imperial - Cinepix

W 1970 roku Staffel odszedł z zespołu. Mercury przekonał Maya i Taylora, żeby go przyjęli. Zdobył  już pewne doświadczenie wokalne, śpiewając najpierw w zespole Ibex, później w grupie Sour Milk Sea, która rozpadła się po dwóch miesiącach. Ale przede wszystkim dysponował czterooktawową skalą głosu.

Mercury przygotował logo dla grupy i zaproponował muzykom nową nazwę - Queen. - Jest królewska i wspaniale brzmi. Lubię otaczać się wspaniałymi rzeczami - tłumaczył potem. Zmieniła się nazwa grupy, a Farrokh Bulsar oficjalnie stał się Frederickiem Mercurym. Debiutancki album wydali po trzech latach.

Punktem zwrotnym w historii zespołu stał się jednak dopiero singiel "Killer Queen", który promował trzecią płytę "Sheer Heart Attack". Wydawnictwo zawierało materiał lżejszy muzycznie, odchodząc od estetyki kojarzonej z rockiem progresywnym.

W 1975 roku zespół nawiązał współpracę z nowym menadżerem Johnem Reidem, który wcześniej współpracował z Eltonem Johnem. Światowy sukces artyści zapewnili sobie nagranym w tym samym roku "A Night at the Opera", zawierający "Bohemian Rhapsody".

Freddie o dwóch obliczach

Na scenie Mercury zachwycał miliony. Charakterystyczne stroje inspirowane teatrem, baletem, estetyką środowisk nieheteronormatywnych, które bardzo często sam projektował, przykuwały uwagę. Swoją charyzmą zarażał publikę zgromadzoną na stadionach wielu zakątków globu. Udało mu się stworzyć wersję siebie, o jakiej zawsze marzył. Karmił się miłością swoich fanów. Tak było od pierwszego wielkiego występu w londyńskim Hyde Parku, gdzie na koncert Queen we wrześniu 1976 roku przyszło 150 tysięcy osób.

Prywatnie był bardzo nieśmiały, momentami wręcz introwertyczny i osamotniony. - Możesz być kochany przez wszystkich, ale mimo to być bardzo samotnym - powtarzał. Cześć jego kompleksów wynikała z wady zgryzu. Mówił, że poza zębami całą resztę ma "zaje****stą".

Freddie Mercury i Mary Austin / Źródło: Dave Hogan/Getty

Jeszcze w 1970 roku za pośrednictwem Briana Maya poznał Mary Austin. Freddie i Mary szybko się w sobie zakochali i razem zamieszkali. Cztery lata później – tuż przed pierwszą amerykańską trasą koncertową – Freddie oświadczył się swojej ukochanej. Do ślubu nie doszło, bo niedługo potem muzyk wyznał Mary, że jest osobą biseksualną. Rozstali się, ale pozostali sobie bliscy.

- Wszyscy moi kochankowie pytali mnie, dlaczego nie mogą zastąpić Mary, ale to po prostu jest niemożliwe. Mary jest jedyną przyjaciółką, jaką mam, i nie potrzebuję nikogo innego. Dla mnie to było małżeństwo. Wierzymy w siebie nawzajem i do mi wystarcza - powiedział w jednym z wywiadów w 1985 roku. Dla Mary stworzył ważne stanowisko w swojej firmie, był ojcem chrzestnym jej pierwszego syna i to jej w testamencie zostawił połowę swojego majątku, w tym 28-pokojowy dom w Londynie.

Po tym, jak Freddie i Mary zamieszkali osobno, muzyk zaczął coraz mocniej imprezować.

W 1978 roku w Fairmont Hotel w Nowym Orleanie obyła się głośna impreza, podczas której odgryzano żywym kurczakom głowy, przekąski roznosili nadzy kelnerzy i kelnerki, nagie modelki uprawiały wrestling, a karły miały przymocowane do głów tace z kokainą.

Inna często przywoływana impreza odbyła się na Ibizie z okazji 41. urodzin Freddiego. Było to kilka miesięcy po tym, jak zdiagnozowano u niego AIDS. W przyjęciu wzięło udział około 700 osób. Jedną z atrakcji miał być tort w kształcie barcelońskiej Sagrady Familii Gaudiego. Po tym, jak ciasto się zawaliło, przygotowano dwumetrowy biszkopt, przestawiający zapis nutowy utworu "Barcelona".

Mercury podczas jednej ze swoich imprez / Źródło: John Rodgers/Redferns/Getty

Autorzy jednego z dokumentów wyliczyli, że Mercury wydał około pięciu milionów funtów na imprezy, z czego pół miliona poszło na narkotyki – głównie kokainę.

"W piekle można spotkać ciekawszych ludzi"

Tak jak w przypadku wielu biografii wybitnych postaci kultury ostatniego wieku, tak i tu musiał pojawić się czarny charakter. W życiu Mercury’ego był to Paul Prenter, który z Queen związał się w 1975 roku. Od 1980 przez kolejne pięć lat był osobistym menadżerem i kochankiem Freddiego. O ile w filmie jest przedstawiony jako ten zły, który wciągnął Freddiego w świat narkotyków, klubów BDSM i licznych orgii, to relacje z otoczenia Mercury’ego nie są już tak jednoznaczne. Wokalista Queen miał świadomość konsekwencji, jakie wiązały się z jego hedonistycznym trybem życia. - Nie chcę iść do nieba! W piekle można spotkać ciekawszych ludzi - podkreślał.

Kontakt z Prenterem zakończył się, gdy ten udzielił wywiadu brytyjskiemu "The Sun" (maj 1987 roku). W rozmowie z bulwarówką nie dość, że wyjawił szczegóły prywatnego życia Mercurego, opowiedział o jego seksualnych przygodach, zażywaniu narkotyków, orgiach, to oczywiście przedstawił to we własnej, podkoloryzowanej wersji.

Pozostali członkowie Queen też nie byli całkowicie lojalni wobec Freddiego. Tak przynajmniej wynika z wywiadu z Mary Austin z 2013 roku. - Freddie był dla nich bardzo hojny w ostatnich latach swojego życia. Oddał im jedną czwartą zysków z ostatnich czterech płyt, czego wcale nie musiał robić - stwierdziła. - Wielu tak zwanych przyjaciół było przy nim dla darmowych biletów, darmowego alkoholu, narkotyków, darmowych posiłków, źródła plotek i oczywiście dla drogich prezentów - dodała.

A Freddie korzystał z życia. Jak się szacuje, pozostawił majątek, którego wartość netto przekraczała 100 milionów funtów. Poza londyńską posiadłością, miał również nieruchomości w Monachium i Nowym Jorku.

Był bardzo szczodry wobec swoich najbliższych, których obsypywał drogimi prezentami. - W miłości nie kontroluję się. Rozpuszczam ukochane osoby, bo dawanie drogich prezentów sprawia mi przyjemność - mówił. W tym gronie były jego koty, których w pewnym momencie miał nawet dziesięć, a każdy z nich osobny pokój w jego domu. Im też potrafił zadedykować piosenkę czy całą płytę. Dedykację dla kotów można znaleźć na przykład  na albumie "Mr. Bad Guy".


"Test na HIV był pozytywny i jestem chory na AIDS"

O tym, że jest seropozytywny, Mercury miał dowiedzieć się już w 1985 roku, na krótko przed słynnym koncertem Live Aid, który uznawany jest za jeden z najlepszych występów rockowych w historii rozrywki.

W tym czasie zaczął umawiać się z irlandzkim fryzjerem - Jimem Huttonem, z którym spędził resztę życia. U Huttona HIV wykryto jeszcze za życia Mercury'ego (zmarł w 2010 roku).

O wyniku testu Freddie powiedział tylko kilku najbliższym przyjaciołom i członkom zespołu. Pomimo choroby, która powoli go zabijała, a która była tematem tabu, nadal pracował i nadal imprezował. Spełniał swoje kolejne marzenia. Jednym z nich było nagranie duetu z jedną z pięciu najważniejszych sopranistek w historii opery Montserrat Caballe.To z nią 8 października 1988 roku ostatni raz pojawił się na scenie. Ostatnim teledyskiem, w którym się pojawił – pomimo bardzo złej kondycji wokalisty– był "These Are the Days of Our Lives".

Kilka tygodni przed śmiercią postanowił zakończyć leczenie. Przyjmował jedynie środki przeciwbólowe. Dzień przed śmiercią wydał oświadczenie. "W związku z licznymi doniesieniami prasowymi w ciągu ostatnich dwóch tygodni pragnę poinformować, że test na HIV był pozytywny i jestem chory na AIDS. Uważałem za właściwe utrzymać tę informację w tajemnicy, aby chronić swą prywatność. Jednak teraz nadszedł czas, aby powiedzieć prawdę" – brzmiał komunikat.

"Mam nadzieję, że lekarze i wszyscy ludzie dobrej woli na całym świecie połączą się ze mną w walce z tą straszną chorobą" – podkreślił.

Rami Malek jako Freddie Mercury w "Bohemian Rhapsody" / Źródło: Imperial - Cinepix

Zmarł 24 listopada 1991 roku w swoim londyńskim domu otoczony najbliższymi mu ludźmi. Mercury był pierwszą gwiazdą muzyki rozrywkowej, która zmarła na powikłania wywołane AIDS. Miliony na całym świecie usłyszało po raz pierwszy bądź uświadomiło sobie, jak niebezpieczna jest to choroba.  Jeszcze przed śmiercią Mercury wpłacił kilkanaście milionów funtów na rzecz organizacji walczących z HIV i AIDS.

Członkowie Queen oraz Jim Hutton założyli The Mercury Phoenix Trust – fundusz wspierający działania na rzecz stworzenia leku i walki ze śmiercionośną chorobą.

To, jak będzie opisywany po śmierci, raczej go nie interesowało. - Jestem tylko muzyczną prostytutką - mówił o sobie.

- Nie zamierzam być jak Eva Peron. Nie chcę przejść do historii, zastanawiając się: o mój Boże, mam nadzieję, że po mojej śmierci inni zdadzą sobie sprawę, że coś stworzyłem albo że byłem kimś. Po prostu dobrze się bawiłem - podsumował.

Podziel się
-
Zwiń

Redaktor prowadząca

Aleksandra Majda

 

Autorzy

Małgorzata Goślińska, Tomasz Marcin Wrona, Tomasz Wiśniowski, Katarzyna Guzik, Sylwia Majcher, Joanna Górnikowska, Katarzyna Świerczyńska, Małgorzata Solecka

 

Redakcja

Aleksandra Majda, Łukasz Dulniak

 

Zdjęcia

Shutterstock, Michael Regan/Getty Images, Getty Images, AP/Associated Press/East News, TVN24

 

Fotoedycja

Mateusz Gołąb, Daria Ołdak, Karol Piątkowski, Michał Sadowski, Jacek Barczyński, Krystiana Konieczna

 

Na nagraniu rudobiały kot, machając ogonem, wpatruje się w ruchomy obraz na smartfonie. Następnie ociera się o telefon głową, by wreszcie położyć ją na ekranie i tak już pozostać do końca ze wzrokiem utkwionym w dal.

71-sekundowe ujęcie obiega media społecznościowe i serwisy informacyjne, także w Polsce. Podpis: kot widzi na smartfonie swojego właściciela, który umarł jakiś czas temu.

False - komentuje teyit.org, który weryfikuje treści internetowe. Dziennikarz serwisu dotarł do autora wideo. Okazało się, że nakręcił je w 2016 roku właściciel kota, wciąż żywy, a kot o imieniu Mia, słuchając tureckiego piosenkarza Selami Sahin, oglądał wtedy w smartfonie żółwia.

Ale jest za późno. Fake news ma 42 miliony odsłon i obala mit, że do żałoby zdolni są tylko ludzie i psy.

Pies na rondzie

Z mitem, że stratę bliskich przeżywają tylko ludzie, dawno rozprawił się Dżok, a jeszcze wcześniej Fido, Hachikō i Bobby.

Zacznijmy od Dżoka, bo jest nasz, polski.

Po rondzie Grunwaldzkim w Krakowie wałęsa się duży czarny kundel. Mijają go samochody, tramwaje, ludzie i psy ze swoimi ludźmi, a czarny kundel - sam - biega, węszy, siada, rozgląda się, kładzie i znowu od początku. Biega, węszy, rozgląda się i tak w kółko aż do zmroku.

Ten 13 minutowy dokument pod tytułem "Miejsce" wyemitował krakowski ośrodek TVP w 1991 roku. Dżok koczował wtedy od pół roku na rondzie Grunwaldzkim w Krakowie i stawał się legendą.

Ludzie napisali o nim wiele artykułów oraz dwie książki, a w 2001 roku na bulwarze Czerwieńskim nad Wisłą w pobliżu Wawelu i mostu Grunwaldzkiego postawili mu pomnik. „Najwierniejszemu z wiernych”, „symbolowi psiej wierności”, psu który „przez rok oczekiwał na swojego pana”.

Krakowski Dżok doczekał się swojego pomnika nad Wisłą
Zdjęcie (Krakowski Dżok doczekał się swojego pomnika nad Wisłą): 2826907

Legenda głosi, że pewnego dnia pod koniec 1989 roku albo na początku 1990 Dżok wyszedł na spacer na bulwary ze swoim panem. W pewnym momencie pan upadł i już nie wstał. Wokół biegali inni ludzie, aż przyjechała karetka na sygnale i zabrała pana. Wedle legendy zmarł z powodu zawału serca. Tak czy inaczej Dżok więcej go nie zobaczył.

Na razie nikt tej historii nie zakwestionował i świat poznał już podobne historie psów, którym też postawiono pomniki: Hachikō z Tokio w Japonii i Fido z Luco di Mugello, małego miasteczka w Toskanii we Włoszech. Psy codziennie wieczorem witały swoich panów, wracających z pracy. Hachikō wychodził na stację kolejową po Hidesaburō Ueno, profesora uniwersytetu w Tokio, Fido - na przystanek autobusowy po Carlo Soriani, robotnika cegielni z Borgo San Lorenzo. Obaj właściciele pewnego dnia nie wrócili do domu. Hidesaburō Ueno 21 maja 1925 roku dostał wylewu krwi do mózgu podczas wykładu. Carlo Soriani 30 grudnia 1943 roku zginął w bombardowaniu Borgo San Lorenzo.

Historie Hachikō i Fido zostały udokumentowane jeszcze za życia psów. O pierwszym napisał student profesora Hidesaburō Ueno. O drugim - włoskie czasopisma i magazyn Time. Hachikō wychodził na stację kolejową jeszcze przez dziesięć lat po śmierci pana, aż zniszczył go rak. Fido - przez czternaście lat na przystanek autobusowy, gdzie w końcu został znaleziony martwy.

Hachikō na stacji kolejowej w Tokio
Zdjęcie (Hachikō na stacji kolejowej w Tokio): 4693533

Dżok, Fido, Hachikō czekali na swojego pana tam, gdzie widzieli go ostatni raz – to jeszcze można zrozumieć. Ale co robią psy na cmentarzach, jak Bobby, pies ogrodnika, który ma pomnik w Edynburgu?

Pies na grobie

Ogrodnik John Grey z Edynburga zatrudnił się w policji jako konstabl, bo nie mógł znaleźć pracy w swoim zawodzie. Ponieważ pracował w nocy, zakupił sobie do towarzystwa psa rasy terrier i dał mu imię Bobby. Tak się zaczęło ich wspólne stróżowanie. Nie trwało długo. Dwa lata później John Grey zmarł na gruźlicę i spoczął na cmentarzu Greyfriars Kirkyard.

Dzień po pogrzebie mężczyzny na cmentarzu pojawił się Bobby i został tam 14 lat, do dnia swojej śmierci. Dlatego do wiecznej pamięci przeszedł jako Greyfriars Bobby.

Oddalał się tylko na chwilę do kawiarni, gdzie wcześniej chadzał z panem. Właściciel kawiarni karmił go i Bobby wracał na grób pana, gdzie zarządca cmentarza po nieskutecznych próbach przepędzenia psa postawił mu budę.

Bobby z Edynburga
Zdjęcie (Bobby z Edynburga): 4692484

Nikt Bobby'ego nie sfotografował na cmentarzu, bo to się działo w drugiej połowie XIX wieku, w epoce przedsmartfonowej. Ale już Franio z Mysłowic ma zdjęcia.

Widzimy, jak mały czarny kundel leży z zamkniętymi oczami na skromnym grobie, przykrytym gałęziami świerku. Była ostatnia niedziela lutego 2016 roku. Pracownicy schroniska dla zwierząt w Zawierciu, którzy przyszli po psa, dowiedzieli się, że próbował dostać się na cmentarz od soboty. Kręcił się pod murem przy kontenerze na śmieci i wisiał na klamce, ale furta była zamknięta. Wiało, padał deszcz, a on zwinął się w kłębek na kłującej świerczynie pod gołym niebem, mimo że mógłby znaleźć lepsze schronienie w lesie obok cmentarza. A gdy go zabierali, piszczał i warczał.

Leżący w grobie mężczyzna zmarł w 2015 roku. Pracownicy schroniska znaleźli jego wcześniejszy adres, poszli tam i nikogo nie zastali. Musieli rozwiązać sytuację prawną Frania, żeby móc oddać go do adopcji. W końcu ustalili, że właściciel psa faktycznie nie żyje, ale mieszkał gdzie indziej i gdzie indziej został pochowany. Franio spał na grobie kogoś obcego. TO JEST BARDZO NIEJASNE. skąd TEŻ WIADOMO, ŻE TO NIE BYŁ WŁAŚCICIEL ?

Pies spał na grobie
Video (Pies spał na grobie): 1510480

Psy miewają inne powody do przebywania na cmentarzu. Suki kopią jamę w grobie, żeby się oszczenić. Odludne miejsce, miękka ziemia. Media opisywały takie historie w Rosji, w Serbii i w Polsce.

- To było pod koniec sierpnia 2017 roku - wspomina Beata Santorek z Warszawy. - Suka wykopała norę pod płytą grobu rodziców na cmentarzu w Nasielsku. Wyciągnęliśmy pięć szczeniaków. Omal się nie potopiły. Była ulewa i w norze zbierała się woda. MYŚLISZ ŻE TE HISTORIE PASUJĄ DO POZOSTAŁYCH?

Suka w grobie w Nasielsku
Zdjęcie (Suka w grobie w Nasielsku): 4692536
Psy w grobie w Nasielsku
Zdjęcie (Psy w grobie w Nasielsku): 4692537

Nie ustalono, czy siedmioletni Asik odnaleziony w 2014 roku przez Ole Pawlak z OTOZ Animals pośród wieńców na świeżym grobie 84-latka na cmentarzu w dzielnicy Krakowiec w Gdańsku za życia mężczyzny do niego należał. https://trojmiasto.onet.pl/wierny-pies-zamieszkal-na-grobie-swojego-pana/f3t94

TO TA HISTORIA? BO TU PISZĄ ŻE TO JEGO PAN BYŁ

Pies leżał na jednym z grobów
Zdjęcie (Pies leżał na jednym z grobów ): 3645381

Ale Kuba z Pleckiej Dąbrowy na pewno odwiedzał swoich byłych właścicieli.

W 2011 roku Gazeta Lokalna z powiatu Kutno pisała o psie, który na cmentarzu we wsi Plecka Dąbrowa w gminie Bedlno od półtora roku wył na grobie. Dziennikarze wyjaśnili dziwne zjawisko: to był Kuba, który chodził tam ze swoim panem Stanisławem na grób jego żony Teresy, a swojej pani. Leżał przy grobie pani, gdy pan zapalał znicze, potem pan siadał na ławeczce, a Kuba wskakiwał mu na kolana. Gdy pan Stanisław wkrótce zmarł, jego córka zabrała Kubę do siebie, do Kutna. Ale pies był tak osowiały, że kobieta zawiozła go z powrotem do Pleckiej Dąbrowy. - Myślałam, że on tęskni za domem, a tu chodziło o rodziców - opowiedziała dziennikarzom. - Nie mogłam w to uwierzyć. Pobiegł na cmentarz, położył się na płycie pomnika i cichutko skomlał.

Kot na grobie

Czarnobiały Felek w 2018 roku zadomowił się na cmentarzu w Szczecinie Zdrojach. - Jest tu od lutego, odkąd jego pani odeszła - opowiada znajoma zmarłej - Był zimą, był całą wiosnę i teraz też jest - mówiła w sierpniu.

- Jego pani mieszkała w bloku, ale po jej śmierci Felusia przepędzili. I Feluś zaczął szukać pani. Chodzi ścieżkami, którymi razem chodzili. Chodzili pod górę i na dół, bo ona tam też kogoś miała i Felek zawsze był przy jej nodze, jak piesek.

Bo Felek jest kotem.

Felek trafił pod opiekę stowarzyszenia
Video (Felek trafił pod opiekę stowarzyszenia): 1754854

Toldo też jest kotem, tyle że włoskim, szarobiałym. Obu kotom daleko do sławy Bobby'ego, Fido, Hachikō i Dżoka, żaden nie ma jeszcze pomnika. Chociaż Toldo odprawiał rytuały na grobie i ma na to świadków. Dziennik Corriere Fiorentino, opisując jego historię podkreślał, że gdyby nie świadkowie, uznałby ją za wymyśloną.

Mieszkańcy okolic cmentarza w małej miejscowości Montagnana na północy Włoch zauważyli, że szarobiały kot znosi na świeży grób przedmioty, znalezione po drodze. Liście, piórka, patyki, kolorowe wstążki, chusteczki higieniczne, kubeczki plastikowe, kawałki folii aluminiowej. I wysiaduje na tym grobie.

Mogiła należy do Renzo Iozelli. Gdy wdowa po nim znalazła na grobie gałązkę akacji, od razu wiedziała, że musiał tu być Toldo. Na pewno nie wiatr, w okolicy nie ma drzew akacji. Opowiedziała dziennikarzom, że mąż przygarnął Toldo, gdy kot miał trzy miesiące. Żyli razem trzy lata, do września 2011, kiedy Renzo zmarł.

Toldo był na pogrzebie pana. Do tego dnia, jak piszą Joanna Chełstowska i Ludwik Kozłowski w książce "Riko i my", nic nie jadł, nie pił, nie ruszał się z mieszkania, siedząc w łóżku, w którym spał z panem. A potem pojawił się w kościele i poszedł z konduktem na cmentarz, uczestnicząc w całej ceremonii. TO KTO OPISAŁ HISTORIĘ TOLDO? CORRIERE CZY CI PAŃSTWPO? CO TO ZA KSIĄŻKA W OGOLE?

Pies na skrzyżowaniu

- Z naukowego punktu widzenia kot i pies są w stanie wyczuć swojego pana sześć stóp pod ziemią. Dla ich nosa to żaden wyczyn. Nie przypadkowo psy pracują przy poszukiwaniach ludzi w gruzowiskach i lawinach. Na cmentarzu i po drodze na cmentarz mogą też wyczuwać zapach domu, który przenosi tam rodzina zmarłego odwiedzająca grób. To bardzo silna woń i może się długo utrzymywać - mówi Jagna Kudła, lekarka weterynarii, specjalistka w terapii zaburzeń zachowania psów i kotów.

Nauka potwierdza także, że zwierzęta przeżywają “lęk separacyjny”. Widać to gołym okiem: po rozdzieleniu z panem nie chcą jeść, nie chcą się bawić. Mogą być za to bardziej aktywne, szukać pana, ożywiać się na widok kogoś podobnego i gasnąć, gdy zapach okazuje się nie ten.

Kudła: - Czas po stracie właściciela, który pies czy kot potrzebują, by się pozbierać, trwa około miesiąc. Ale nie u każdego, u niektórych rozwija się depresja i potrzebna jest farmakoterapia. Spokój, przewidywalność, stały rytm dnia, jak najmniej bodźców. A ludzie myślą: kotkowi umarł kotek, to damy mu nowego kotka???. Nic bardziej błędnego. Nowe towarzystwo tylko pogłębia stres, a najgorsze jest umieszczenie w schronisku. Cierpiący, wycofany kot jest mobbingowany przez inne koty. Nie dość że cierpi, musi walczyć o terytorium.

Max, siedmioletni husky codziennie przez ponad rok przychodził na skrzyżowanie w Szczecinie, z którego w 2010 roku jego pan odjechał do Norwegii. Siedział i patrzył w jednym kierunku. Pan przed wyjazdem znalazł mu nowy dom, ale Max z niego uciekał. Nowi opiekunowie siłą zabierali go ze skrzyżowania. Od roku czeka na swego pana
Video (Od roku czeka na swego pana): 300151

Czekał na pana jak Dżok, Fido i Hachikō. Z tą różnicą, że tych pomnikowych psów nikt nie porzucił.

- Nie można psu wytłumaczyć, że pan umarł? Wziąć na pogrzeb, jak kota Toldo? Może by się wtedy nie złościł na swojego pana? - pytam lekarkę.

- Ale zwierzęta się nie złoszczą - mówi Kudła. - One po prostu usiłują połączyć się ze swoim panem. Wyrzucone z samochodu czekają na ulicy, zostawione w mieszkaniu potrafią wydrapać dziurę w ścianie. Porzucenie i śmierć to dla nich to samo. Nie rozumieją, co się stało i myślą, że ten pan gdzieś tam jest.

Słonie, świnie, orki, mrówki

Zwierzę nie jest w stanie pojąć śmiertelności, bo jego świadomość rozwija się do poziomu świadomości pięcioletniego człowieka, który w tym wieku też tego nie rozumie. Życie nie ma końca, śmierć nie jest nieodwracalna. Zwierzę i dziecko rozumieją tylko separację, rozdzielenie z bliskim.

Z tą tezą niektórych naukowców polemizuje Teja Brooks Pribec, doktorantka Uniwersytetu w Sydney.

- A skąd mogłyby one [dzieci i zwierzęta] czerpać przekonanie o odwracalności separacji? - pyta doktorantka w swojej pracy "Animal Grief", opublikowanej w Animal Studies Journal w 2013 roku. CZYLI CO ONA UWAŻA - ŻE ZWIERZĘTA ROZUMIEJĄ CZYM JEST ŚMIERĆ?

Bobby z Edynburga czuwał na grobie, a Fido z Włoch i Hachikō z Japonii wychodzili po pana aż do swojej śmierci. Ale Dżok z Krakowa nie umarł na rondzie Grunwaldzkim. Po roku dał się przygarnąć pewnej wdowie, emerytowanej nauczycielce Marii Müller, jednej z osób, które go dokarmiały. Jakby zrozumiał, że pan nie wróci po niego już nigdy.

Nowa pani zmarła siedem lat później, też przed Dżokiem. Pies miał trafić do schroniska, ale w Wielkanoc 1998 roku znaleziono go martwego na torach. Niektórzy twierdzili, że celowo rzucił się pod pociąg.

Teja Brooks Pribec, powołując się na wiadomości BBC News z 6 maja 1999 roku, przypomina historię słonicy Damini w indyjskim zoo, która zagłodziła się po stracie przyjaciółki, zmarłej przy porodzie.

"Do podobnego zdarzenia omal nie doszło w Edgar"s Mission Farm Sanctuary" - pisze doktorantka. Chodzi o schronisko dla zwierząt hodowlanych niedaleko Melbourne w Australii. - "Kiedy zmarła świnia Daisy, jej bliska towarzyszka Alice leżała na jej grobie dwa dni i dwie noce, odmawiając jedzenia i nie ruszając się".

Na przełomie lipca i sierpnia 2018 roku naukowcy, dziennikarze i tysiące odbiorców mediów śledzili orkę Tahlequah, która w pobliżu kanadyjskiej wyspy Wiktoria z Archipelagu Arktycznego przez siedemnaście dni unosiła na powierzchni wody swego potomka. Młode zmarło prawdopodobnie kilka godzin po porodzie, a obserwatorzy martwili się, że matka padnie z wycieńczenia.

Ken Balcomb, założyciel Centrum badań nad Wielorybami, w rozmowie z CNN powiedział: Ona wie, że cielątko jest martwe. Myślę, że to jest żałoba matki. Ona nie chce, żeby dziecko odeszło. Podejrzewamy, że straciła też swoich dwóch potomków, którzy przyszli na świat osiem lat temu.

///wideo z orką///

Nie był to pierwszy waleń, który w ten sposób żegnał się ze swoim dzieckiem.

Słonie przykrywają ciała zmarłych młodych ziemią i gałęziami i wracają do miejsc pochówku. Sroki, kruki i wrony znoszą trawę do swych zmarłych i czuwają przy nich, nim odlecą.

Teja Brooks Pribec nazywa te czynności rytuałami pogrzebowymi i na dowód tego, że zwierzęta wiedzą, że mają do czynienia ze śmiercią, przytacza badania nad mrówkami.

Mrówki układają zmarłych członków społeczności w stosy. Wiedząc, że mają one najlepiej rozwinięty węch wśród owadów, znany socjobiolog Edward O. Wilson pokrył jedną z żywych mrówek substancją chemiczną, którą te zwierzęta wydzielają po śmierci. Mrówka ruszała nogami, ale pozostałe, ignorując to, zaniosły ją na stos.

Ultrafiolet

Wśród ludzi są zwolennicy teorii, że koty widzą zmarłych teraz, na ziemi.

"Babcia mojej koleżanki niedawno zmarła i zostawiła kota. Codziennie po szkole razem z moją koleżanką chodzimy nakarmić tego kota (a raczej kotkę) i pobawić się z nią, żeby nie czuła się samotna. Od śmierci babci mojej koleżanki Mruczka zaczęła się dziwnie zachowywać np: wchodzi do szafy z ubraniami babci mojej koleżanki, charczy chociaż w pobliżu nie ma żadnego niebezpieczeństwa, i miałczy przy drzwiach, tak jak to robi zawsze gdy ktoś przez nie wchodzi. Kotce powiększają się też niespodziewanie źrenice i często ślepo patrzy się w drzwi pokoju zmarłej babci. Mruczka ograniczyła się do jednej saszetki Whiskas dziennie, chociaż normalnie pożera je ze trzy - opisuje heppy kotek na portalu paranormalne.pl.

Naukowcy powiedzieliby: Mruczka odczuwa lęk separacyjny. - Podejrzewamy, że Mruczka może widywać ducha babci - pisze heppy kotek. - Ciekawi mnie tylko to dlaczego charczy, skoro babcia mojej koleżanki była dla niej wspaniałą opiekunką. Bardzo boimy się czy Mruczka nie umrze z tęsknoty, i chcemy się też przekonać czy to naprawdę możliwe, żeby kotka zobaczyła, albo chociaż wyczuła ducha.

ziwk2 na innemedium.pl: - Byłem świadkiem takiej sceny, gdy psy nagle rozszczekały się na portret wiszący na ścianie. Pomimo, że go świetnie znały, bo portret nieżyjącego Dziadka tam wisiał od lat, to tym razem przerażone rozszczekały się na niego i starały się trzymać jak najdalej od ściany, ale i jak najbliżej ludzi. Ponieważ była to Wigilia, a więc dzień szczególny, to Babcia stwierdziła, że Dziadek zaglądnął z pytaniem "Co słychać?".

Naukowcy na razie udowodnili, że koty, psy i inne nieludzkie zwierzęta widzą promieniowanie ultrafioletowe, niedostępne dla oka człowieka. Co jest w tych falach, ludzie mogą tylko zgadywać.

Suka, która oszczeniła się w grobie rodziców Beaty Santorek na cmentarzu w Nowosielsku nie mogła znać ich za życia. Ale córka jest przekonana, że nie znalazły się tam przypadkowo. - W mojej rodzinie zawsze było dużo zwierząt, znalezionych na ulicy. Rodzice zaopiekowali się nawet ranną kawką, która mieszkała na drzewie pod oknem w kuchni i przyfruwała na obiad. Te psy musiały czuć, że w grobie rodziców nie stanie im się krzywda, że ktoś im pomoże. Wszystkie znalazły nowy dom.

Zobacz wszystkie